środa, 14 stycznia 2015

{4} Good mornig Honey!

~Alice~ 

   Obudziłam się wtulona w tors znanego mi już, blondyna. Spał tak słodko, niewinnie, że nie miałam serca by budzić go ze snu. Zerknęłam na zegarek na szafce nocnej, który wskazywał swoimi wielkimi ,czerwonymi cyframi godzinę 6.10. Co sprawiło, że obudziłam się tak wcześnie?
   Nie zwracając uwagi na ból głowy, wydostałam się z uścisku Justina i udałam się do drzwi. Wychodząc z pokoju usłyszałam przeciągliwe mruczenie chłopaka, przytulającego się do poduszki. Zachichotałam pod nosem i zamknęłam jak najciszej drzwi do pomieszczenia. Zajrzałam do sypialni rodziców, której drzwi były lekko uchylone. Ujrzałam tatę śpiącego po prawej stronie łóżka. Po chwili zorientowałam się, że mama już nie śpi, tylko siedzi na parapecie, z papierosem w ustach, patrząc się pusto w okno. Sypialnie znajdowały się na 2 piętrze, ciekawe...co było tak interesującego w tym widoku? Nie znając odpowiedzi na to pytanie, udałam się powoli, by nikogo nie zbudzić, na parter. Weszłam do kuchni oglądając dokladnie każdy jej kąt. Ciągle miałam wrażenie, że...że on gdzieś jest. Patrzy na mnie z cienia, a ja nie zdaję sobię sprawy z jego obecności. Byłam wystraszona wszystkimi zdarzeniami, które nie powinny się wydarzyć w moim życiu. Mając 19 lat, nigdy nie powiedziałabym, że żyłam tak, jak chciałabym żyć. Pomimo tego, że moja rodzina uboga nie była, nigdy nam niczego nie brakowało, czułam...pustkę? Tak...chyba mogę tak nazwać miliony uczuć kłębiących się w mojej nastoletniej, jeszcze głowie. Myśląc o tym wszystkim, otworzyłam lodówkę, aby wziąść z niej potrzebne produkty na naleśniki. Gdy smażyłam, któryś z kolei już naleśnik, poczułam silne dłonie otulające mnie w talii. Przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. Poczułam strach, co było pewnie widać po moich oczach, które utkwiły w bezruchu, wpatrując się w patelnię. Złapałam się za twarz, powstrzymując łzy, napływające do moich oczu. Nie mogłam nic zrobić...
- Zostaw mnie proszę... - powiedziałam. Odpowiedział mi znajomy głos chłopaka, który sprawił, że moje uczucia zamieniły się w złość, a jednocześnie szczęście...

~Justin~

   Otworzyłem zaspane oczy, mając nadzieję ujrzeć piękną dziewczynę wtuloną w moje ramię, lecz to co zobaczyłem nie spełniło moich oczekiwań. Przytulałem się do puchatej poduszki na której, jeszcze wczoraj leżała moja (niedoszła) dziewczyna. Spojrzałem na czerwone cyfry zegara. 6.23. O której ona wstała? 
   Wstałem z łóżka przeciągając się i ziewając. Nie miałem siły po wczorajszym dniu, w sumie nawet nie wiem dlaczego. Spojrzałem w lustro po mojej prawej stronie. Ujrzałem chłopaka z rozczochranymi włosami i zmęczonymi oczami. Tak, to byłem ja. Ubrałem swoją bluzę, rzuconą wczoraj wieczorem na podłogę i po cichu otworzyłem drzwi, aby nikogo nie obudzić. Kto normalny wstaje o tej godzinie? A no tak...Alice. Zeszłem schodami na dół i zajrzałem do salonu. Nie ujrzałem dziewczyny także w łazience i biurze jej ojca. Przyznam, że trochę spanikowałem. Wszystkie uczucia dały upust, gdy ujrzałem ją w kuchni smażącą naleśniki. Podeszłem do dzieczyny najciszej jak mogłem i objąłem ją opiekuńczo w talii. Nie spodziewałem się reakcji, która nastapiła po chwili. Alice złapała się za twarz, mówiąc:
- Zostaw mnie proszę... - słychać było, że omal nie płakała.
- Ej, nie płacz to ja...spokojnie, przepraszam...nie chciałem cię wystraszyć - mówiąc to odwróciłem ją w swoją stronę.
   Otarła łzy, patrząc się na mnie uważnie. Uśmiechnęła się, co sprawiło że ja zrobiłem to samo. Nie mogłem się powstrzymać przed zrobieniem pierwszego kroku. Zmniejszyłem odległość, która dzieliła nasze twarze. Teraz tylko kilka milimetrów dzieliło mnie od jej słodkich ust. Opamiętałem się, zdając sobie sprawę, że to nie fair wobec niej. Odsunąłem się, wypuszczając ją ze swoich objęć. Drapałem się po karku, nie wiedząc co powiedzieć. Po kilku sekundach usłyszałem chichot, dziewczyny. Co ją tak rozbawiło?
- Co cię tak rozbawiło? Przepraszam, ale się wygłupiłem...nie chciałem, Alice. Wybaczysz mi?
- Justin, jak ty nic nie wiesz o dziewczynach...
   Co? Co ona...? Nim zdążyłem odpowiedzieć na to niezrozumiałe zdanie, Al podeszła do mnie tak blisko, że dotykaliśmy się swoimi ciałami. Podniosłem wzrok, ujrzałem jej przepiękny uśmiech. Mimowolnie uczyniłem to samo.Co ta dziewczyna ze mną robi?
   Nasze twarze znów dzieliło tylko kilka milimetrów. Teraz już się nie bałem, wiedziałem że ona też tego chce. Złapałem dziewczynę za biodra i przyciągnąłem do siebie jeszcze bardziej. Spojrzałem jej w oczy, jakbym obawiał się, że zmieni zdanie i coś jej się nie spodoba. Nie ujrzałem żadnych sprzecznych emocji z jej strony. Nie chcąc czekać dłużej na tą chwilę złączyłem nasze usta w namiętnym pocałunku. Gdy nasze języki toczyły zawziętą walkę Alice przeniosła swoje ręcę na moje i tak już zmierzwione włosy. Zaczęła ciągnąć mnie za końcówki uczesania, na co delikatnie jęknąłem. Oczywiście ona była z tego niezmiernie zadowolona. Przenieśliśmy się na blat kuchenny, nadal okazując sobie nawzajem uczucia. Po chwili odczepiliśmy się od siebie, by złapać trochę powietrza. Oparłem ręce na blacie patrząc prosto w oczy dziewczynie, która potrafi zrobić ze mną wszystko. W ciszy było słychać tylko nasze ciężkie oddechy. W tym całym zamieszaniu nie zauważyliśmy, że mama Al weszła do kuchni.
- No, no, no...
- Dzień dobry! To pani już wstała? - mówiłem lekko zakłopotany, drapiąc się po karku. Czy ona wszystko widziała? Naszą chwilę...?
- Już dawno kochasiu, kontynuujcie...co tam zaczęliście. Ja spokojnie się oddalę... - to mówiąc ruszyła spowrotem schodami na piętro. nie zawracając uwagi na nasze zdziwione miny.
- O Boże, ona pierwszy raz od wielu lat powiedziała coś sensownego - widziałem, że dziewczyna ma łzy w oczach. Złapałem ją w talii i przyciągnąłem do siebie.
- Nic się nie stało? Czy to...źle?
- To najcudowniejsza rzecz jaka mogłaby się zdarzyć Justin!
   Spojrzała mi prosto w oczy z uśmiechem od ucha do ucha. Nie widziałem jej jeszcze tak szczęśliwej. Pocałowałem ją w usta. Droczyła się ze mną, nie chciała mi pozwolić na walkę, lecz ja miałem swój własny sposób...
   Odkryłem kawałek jej szczupłego brzucha i zacząłem gilgotać. Alice zaczęła się śmiać, dzięki czemu miałem szansę na wtargniecię. Bitwa naszych języków trwałaby pewnie jeszcze dłużej, gdybym nie poczuł w pewnym momencie swądu spalenizny. Gdybym tego nie zrobił, dom pewnie poszedłby z dymem.
- Alice, naleśniki! - krzyknąłem.
   Dziewczyna podbiegła do kuchenki i wyłączyła palnik oddychając głęboko. Odetchnąłem z ulgą, mając pewność, że nic jej się nie stanie. Objąłem ją od tyłu, wtulając się w jej miękkie jak jedwab włosy. Zacząłem całować jej szyję, na co ona lekko odchyliła głowę, aby pomóc mi umożliwić tą czynność. Alice nagle odwróciła się do mnie, pocałowała delikatnie w usta, jednocześnie wyrywając się z mojego uścisku i krzyknęła "Kto ostatni na górze ten jest ostatni w kolejce do łazienki!" biegnąc już po schodach. Popędziłem za nią jak najprędzej...

_________________________________________________
Przepraszam. przepraszam, przepraszam, przepraszam.
Wiem, że długo nie było rozdziału i nie mam się z czego tłumaczyć.
Nie miałam weny i czasu...nieważne.
Jednak mam nadzieję, że mi wybaczycie.
Przyznam, że rozdział trochę krótki i nudnawy, bo nic konkretnego się nie dzieję, ale następne będę się starała doprowadzać już do pożądku. 
Następny dodam prawdopodobnie w piątek! 
Kocham was i dziękuję za komentarze <3 
xoxo

10 KOM = NN