poniedziałek, 29 grudnia 2014

{3} My own hero

~Justin~

   Patrzyłem na dziewczynę siedzącą obok mnie. Była piękna, nieprzeciętnie piękna. W jej zielonych oczach można było odpłynąć, a patrząc na jej włosy miałem wielką ochotę, aby się w nie jak najszybciej wtulić. Była bardzo nieśmiała i czasami niezdarna, lecz to wszystko, jej charakter, jej styl, jej głos, sprawiało, że jeszcze bardziej ciągnęło mnie w jej stronę. Objąłem ją opiekuńczo ramieniem. Zerknąłem ukradkiem na jej śliczną twarz. Ujrzałem coś, czego nie umiałem wytłumaczyć. Po policzkach dziewczyny płynęły łzy wielkie jak grochy. Czy zrobiłem coś nieodpowiedniego? 
- Al... - niezdążyłem nawet wypowiedzieć tego pięknego imienia, a już patrzyłem na uciekającą w dal towarzyszkę. Sparaliżowało mnie. Co ja teraz kurwa zrobię?! 
   Niemyśląc długo pobiegłem za Alice. Spoglądała na mnie co chwila, oczami pełnymi bólu. Zobaczyłem, że na drodze jedzie właśnie rozpędzony tramwaj. Biegłem ile sił w nogach, lecz moją niedoszłą dziewczynę złapał ktoś inny. Oglądałem tą scenę z daleka, schroniony za drzewem. Widziałem, że Alice szarpie się i miota. Szukała pomocy. Wyszedłem z mojej tymczasowej kryjówki i spojrzałem w ich stronę. Alice zerknęła na mnie wzrokiem pełnym sprzecznych uczuć. Wiedziałem, że muszę jej pomóc. Zastanawiałem się chwilę nad tym, czy mam z tym chłopakiem jakąkolwiek szansę w walce. Nie myśląc nad tym długo pobiegłem w ich stronę.
- Puść ją - powiedziałem na spokojnie, na co nieznajomy zaśmiał się i rzucił we mnie dziewczyną na  co ja delikatnie się zachwiałem.
- Nastepnym razem kochanie, spotkamy się bez twojego "chłoptasia" - po tych słowach odszedł.

***
~Alice~

   Obudziłam się w moim łóżku szczelnie opatulona kołdrą. Spojrzałam w bok i ujrzałam w końcu mojego wybawcę. Wtuliłam się w Justina o mało co go nie dusząc. Chłopak odwzajemnij uścisk, lecz tą jakże piękną chwilę przerwał mój ojciec, wchodząc do pokoju z kubkami herbaty. 
- A co tu się wyprawia młodzieży?
- Tatooo... - jęknęłam.
- Przecież ja nic nie mówię, o co ci chodzi? Nie ważne. Macie tutaj po herbatce i zaraz możecie schodzić na kolację. - skierował się do drzwi, lecz odwracając się dodał - a...Justin, poinformowałem już twoich rodziców. Nie mają nic przeciwko - to mówiąc w końcu odszedł.
- Nie mają nic przeciwko czemu? - spytałam chłopaka na co ten obdarzył mnie swoim olśniewającym uśmiechem.
- Zostaję dzisiaj u ciebie na noc. - co?! - martwię się o ciebie, a ten wariant zaproponował mi twój tata. Spię w pokoju gościnnym zaraz koło ciebie.
- Mój tata...wie co się wydarzyło?
- Tak opowiedziałem mu i też bardzo się zamrtwił, ale nie chciał mi nic mówić. Powiedział, że sama mi to kiedyś wytłumaczysz. Więc... - to mówiąc oblizał swoje malinowe wargi - ...masz ochotę opowiedzieć mi swoją historię?
- Chcesz wiedzieć wszystko? - machnął potwierdzająco głową - a więc...może zacznę od początku. Wszystko zaczęło się w Anglii. Mały kraj w Europie. Tam się urodziłam i wychowałam. Mając 16 lat chodziłam do liceum plastycznego. Wszystko było by dobrze do dziś, lecz mój idealny świat runął przez pewnego chłopaka, którego z resztą już poznałeś. Spotkałam go kompletnie przypadkowo...a przynajmniej tak mi się wydawało. Przez niego wpadłam w narkomanię. Piłam alkochol i paliłam papierosy. Próbowałam naprawdę wszystkich form rozrywki. Kiedy byliśmy w pewnym klubie o nazwie "Dirty Dance", George, czyli chłopak o którym wcześniej wspominałam zaproponował mi "numerek". Widziałam, że był mocno napalony...

*flashback*

   Siedzałam na krześle barowym rozmawiając z barmanem. Byłam po dwóch drinkach, lecz mam mocną głowę, dlatego byłam jeszcze trzeźwa. Nagle poczułam silne ręce oplatające mnie w talii. Zapach jego perfum rozpoznałabym wszędze.
- George...
- Tak... - mruknął przeciągle do mojego ucha, a jego dłonie powędrowały na moje piersi.
- Nie tutaj, proszę... - choć opierałam się, widział, że mi się podobało. 
- To choć do trzynastki, zamówiłem go dla nas...mam dla ciebie wielką niespodziankę...całą noc będziesz krzyczeć moje imię...- ostatnie zdanie wymruczał mi do ucha.
- Dobrze, czekaj na mnie...zaraz przyjdę - powiedziałam wpijając sie w jego usta.
   Chłopak powoli odchodził, a ja nie miałam pojęcia co teraz zrobię. Nie chciałam tego zrobić teraz, tutaj. Wypiłam trzeciego drinka i udałam się do drzwi. Co chwila spoglądałam czy ktoś zjego kolegów, mnie nie widzi. Wyszłam na parking pełny samochodów. Wyjełam kluczyki z kieszeni i udałam się do mojego mercedesa. Wsiadłam i udałam się w stronę domu. 

Kilka dni później...

   George prześladuje mnie od kilku dni. Stał się nachalny i agresywny. Mam go dość. Na przerwie obiadowej powiem mu, że to koniec.
   Siedzieliśmy właśnie przy stoliku, wraz z chłopakami z drużyny koszykarskiej i największymi paniusiami w szkole, gdy postanowiłam się w końcu odezwać.
- George?
- Tak? -odpowiedział głosem, który już dawno znienawidziłam...
- To koniec.
   Patrzyłam na rekcję wszystkich zebranych. Uśmiechnęłam się na samą myśl o tym, że w końcu się na to odważyłam. Rzuciłam swój lunch na ziemie i ruszyłam w kierunku klasy od matematyki.
   Po lekcjach udałam się na pieszo do domu. Miałam tylko 100 metrów do przejścia. Nagle ktos przygwoździł mnie do ściany. Był to wściekły George. 
- Myślałaś, że mozesz to tak zakończyć? Chyba śnisz! Myślisz, że ja przeprowadziłem się do Londynu przypadkowo?! To wszystko było ukartowane rozumiesz?! Miałem się z tobą przespać, porwać cię! I rządać okupu od twojego nadzianego ojca! A ty wszystko spierdoliłaś! Kurwa! - krzycząc to kopnął w ścianę za mną. Wykorzystując sytuację pobiegłam jak najszybciej do domu. Dotarłam tam szybciej niż on i zamknęłam dom na cztery spusty. Pobiegłam na piętro dzwonią na policję...funkcjonariusze wparowali w samą porę. George miał już zamiar rzucić się na mnie z nożem.
  
*end of flashback*

- ...po tych wydarzeniach moja rodzina została objęta, programem ochrony świadków. Byliśmy jedynymi ofiarami Georga, które przeżyły...mieszkaliśmy już w Norwegii, Polsce, Japonii, Meksyku, lecz on był wszędzie. Myślałam, że tutaj nas nie znajdzie... - mówiłam z trudem, próbując powstrzymać łzy spływające już po moich policzkach...

~Justin~

   Spojrzałem w oczy dziewczynie. Teraz, gdy poznałem całą jej historię, było mi jej naprawdę żal. Przeżyła piekło, życie nie oszczędziło jej ani trochę. A ona nadal się trzyma. Siadłem koło niej na łózku. Wyglądała tak słodko. Spojrzała na mnie oczami pełnymi łez. Wiedziałem, ze muszę jej pomóc. Założyłem kosmyk jej blond włosów za ucho. Przycisnąłem ją do swojej piersi, nie chciałem jej już nigdy wypuszczać. Była wielkim skarbem. Alice odwzajemniła mój gest wtulając się jak najmocniej w mój tors. 
- Chodź, idziemy na kolację - powiedziałem.
- Nie chce mi się...- jęknęła.
- Dobrze...załatwie to inaczej. Podniosłem ją w stylu małżeńskim, trzymając ręce pod jej drobnymi kolanami i w talii. Powoli schodziliśmy do kuchni, gdy ona powiedziała, jedni a tak wazne dla mnie słowo.
- Dziękuję.
   Posadziłem ją na stołku barowym i siadłem obok niej. Jej tata podał nam nalesniki polane syropem klonowym. Patrzyłem jak dziewczyna wsysa swoją porcję jak odkurzacz. Pochłonąłem prędko swoją, dłużej nie czekając. 
- Alice idź na górę, chciałbym chwilę porozmawiać z Justinem... - odezwał się jej ojciec w fartuchu z napisem "Rzucam mięsem". 
- Okeyyy. - rzuciła.
Pan Welligton siadł naprzeciw mnie i spojrzał głęboko w moje oczy. 
- Zastanawiam się chłopcze...- powiedział po chwili - zasługujesz na moją córkę? - uśmiechnąłem się.
- W tej sprawie chyba pan powinien zdecydować.
- Celna uwaga. Widzę, że głupi to ty nie jesteś. Musisz wiedziać jedno. A mianowicie jesli skrzywdzisz moją córkę, jesli jeden włos spadnie z jej głowy. Niech Bóg ulituje się nad twoją duszą.
- Nie mam zamiaru jej skrzywdzić proszę pana. Jest naprawdę...wyjątkowa.
- Dobrze chłopie... idź, żeby się tam nie zapłakała. - zaśmiał się.
   Udałem się spowrotem na górę, wchodząc do pokoju Alice ujrzałem, że już śpi. Podszedłem całując ją w policzek. Gdy miałem juz odchodzić usłyszałem.
- Justin, zostań ze mną...
   Zawróciłem, zamykając powoli drzwi. Ułożyłem się obok dziewczyny, która odwróciła się w moją stronę. patrząc prosto w moje oczy. Nim się obejrzałem złączyła nasze usta w delikatnym pocałunku, pełnym uczucia łączącego nas dwoje. To było takie odważne, a zarazem niewinne. Odrywając się ode mnie Alice wtuliła się w mój tors i w ten sposób oboje zasnęłiśmy. Jej ojciec chyba nie był by zadowolony oglądając nas w takim stanie...


_________________________________________________

I jest! Nowy, nowiutki, nowiuteńki rozdział! Jak tam po świętach drodzy czytelnicy?
Mam nadzieję, że ten rozdział wyszedł trochę dłuższy :) Przepraszam za błędy, korektą zajmę się później teraz już nie mam czasu na to wszystko. Pisałam ten rozdział 3 godziny, więc proszę uszanuj moją pracę. A poza tym, jak podoba wam się rozwój historii Alice i Justina? 
>>>Czy George dalej będzie prześladował Alice?<<<
>>>Czy nasi bohaterowie, będą w końcu razem?<<<
>>>Czy nic nie przeszkodzi w szczęściu młodej pary?<<<

5 KOMENTARZY = NN



   

wtorek, 23 grudnia 2014

{2} Memories come back

   - Justin opowiedz mi coś o...o sobie - powiedziałam. Zerknęłam na jego zdziwioną twarz...
- Ale...w jakim sensie?
- Nie ważne...nie potrzebnie pytałam... - już miałam odchodzić, gdy delikatnie złapał mnie za ramię i pociągnął w swoją stronę, obracając mnie ku sobie.
- Jestem Justin Drew Bieber, chodzę do 4 klasy technikum West High, mam siostrę Jazmyn i brata Jaxona, mieszkam na Manhattanie, mam 19 lat - uśmiechnął się - coś jeszcze?
- Nie musiałeś...dzięki, chciałam tylko...wiedzieć - jąkałam się.
   Spojrzałam mu w oczy. Jego twarz niebezpiecznie zbliżała się w stronę mojej. Gdy dzieliły nas milimetry, uratował mnie dzwonek na lekcję. Złapałam go za rękę i ruszyłam w stronę naszej klasy.
- Chodźmy, bo się spóźnimy...chyba tego nie chcesz?
- Czemu nie? Urwać się z pierwszej lekcji...
- Idziemy...
- Dobra - przeciągnął i ruszył za mną.
   Mieliśmy matematykę. Zza rogu ujrzałam tylko jak drzwi klasy się zamykają. Pobiegłam nadal trzymając Justina za rękę w ich stronę i poprawiając z grubsza włosy, weszłam do pomieszczenia. Nauczycielka spojrzała w naszą stronę przymrużając lekko wzrok.
- No proszę...panie Bieber! Pierwszy dzień w szkole, a ty juz robisz kłopoty nowej koleżance.
- Byliśmy u dyrektora pani Higgins, przepraszamy.
- Masz szczęście Bieber, siadajcie w ostatniej ławce...ale gdy tylko usłyszę jakiekolwiek rozmowy, rozsadzę was!
- Dobrze dziękujemy - powiedział chłopak z uśmiechem.
   Szłam za nim do ostatniej ławki starając się olać wzrok wszystkich, który był zwrócony na nas. Siadłam koło okna i wyciągnęłam z torby matematykę.
- Otwórzcie podręczniki na stronie 8... - mówiła nauczycielka, której i tak nikt nie słuchał.
- Ej, Alice...robisz coś po szkole? - usłyszałam szept Justina.
- Nie, a co? - zapytałam także szepcząc.
- Jak chcesz mogę cię oprowadzić po mieście...hmm? - mrugnął do mnie.
- Nie ma sprawy - usmiechnęłam się.
-...rozwiążcie podane nierówności...- kontynuowała pani Higgins.
   Lekcja minęła zaskakująco szybko, nie wspominając o tym, że spędziłam ją na pisaniu karteczek z Justinem. Naprawdę świetnie mi się z nim rozmawia. Na przerwie obiadowej zaczepiła mnie Madison, którą spotkałam ostatnio na ulicy.
- O cześć, w końcu cię znalazłam, do której klasy chodzisz?
- Do 4 a ty?
- Do 3 - skrzywiła się - no, ale chociaż będziemy widywać się na przerwach.
- Mam nadzieję.
- Co robisz po szkole?
- Oj, przepraszam ale już się umówiłam.
- A z kim? - na twarzy dziewczyny widać było podekscytowanie.
- Z Justinem...
- Bieberem? Nie przesłyszałam się? Najprzystojniejszym chłopakiem w szkole? Ty go zaprosiłaś?
- Nie...on zaproponował, że oprowadzi mnie po miescie więc...
- Ale ty masz szczęście dziewczyno! Z całej szkoły wybrał ciebie...on jeszcze nigdy nie miał dziewczyny z tąd.
- Spokojnie Madison. Przecież to nic takiego...może chce się tylko...zaprzyjaźnić? - sama w to nie wierzyłam.
- W którym ty wieku żyjesz? Przecież każdy by wiedział, że to tylko pretekst. Wiesz o co chodzi...
- Nie ważne, idziesz jeść?
- Okey...
   Doszłyśmy na stołówkę i usiadłyśmy przy pierwszym, wolnym stoliku. Po chwili dosiadł się do nas Justin. Madison zastygła w bezruchu, otwierając szeroko oczy.
- Hej Alice...kto to?
- To Madison, jest trochę...
- Nic mi nie jest! Już żyję, żyję...
- No to, Al, wybieramy się gdzieś po szkole?
- Tak, tak jak wspominałeś.
   Resztę przerwy spędziliśmy w miłej ciszy. Mi i Justinowi uśmiech nie schodził z twarzy, a Madison co chwila zerkała na chłopaka z wytrzeszczonymi oczami. Co w nim jest takiego niezwykłego? Pomijając lśniące, blond włosy. Styl ubierania, który tak lubię i karmelowe tęczówki, w których można się rozpłynąć. Jego szczery uśmiech i anielski głos...o czym ja do jasnej cholery myślę?! Przecież to nieprawda! Ja wcale o nim tak nie myślę! Ale te jego oczy...

***

   Po zajęciach pożegnałam się z Madison i udałam się z Justinem w stronę centrum. Chłopak pokazywał mi wszystkie ciekawe miejsca i opowiadał ich wspaniałe historie. Mówił to z takim zapałem i werwą, że aż nie miałam odwagi żeby mu przerwać. Podczas jego monologów wpatrywałam się w twarz mojego towarzysza i tylko się uśmiechałam. Około godziny 18, siedliśmy na ławce w central parku. Trwaliśmy w bezruchu kilka dobrych chwil, gdy Justin objął mnie opiekuńczo ramieniem. Patrzyłam w dal zastanawiając się nad aktualnym sensem mojego istnienia. Czy jest sens dalej ciągnąc te wszystkie kłamstwa? Jak długo mogę sądzić, że wszystko jest idealnie? Dzisiaj, pierwszy raz od dawna uśmiechałam się. Dzięki Justinowi i Madison. Nie zdaję sobie sprawy jakie szczęście trzyma mnie teraz w swoich ramionach. Po moich policzkach spłynęła samotna łza. Za nią wydostały się kolejne, aż w końcu nie mogłam powstrzymać płaczu. Justin spojrzał na mnie zdziwiony. 
- Co się stało? Al... - nie zdążył nawet wypowiedzieć mojego imienia, ponieważ ja już biegłam z zamglonym przez łzy wzrokiem. Za sobą słyszałam tylko jego krzyki. Nagle poczułam mocne ręce w talii, mój wybawca odciągnął mnie w tył. Otarłam oczy ze słonego płynu, a przed sobą zobaczyłam pędzący tramwaj. Dosłownie przed moim nosem. Odwróciłam się w stronę nieznajomego, który nadal podtrzymywał moje drobne ciało. Gdy zobaczyłam tą znajomą twarz od razu zachciało mi się uciekać. Patrzył się na mnie niewzruszony. Lustrował mnie swoim obrzydliwym wzrokiem, bałam się jak nigdy dotąd. Do moich oczy znowu napłynęły łzy. Zaczęłam płakać jak dziecko. Jego uścisk był silny, niedałabym rady wyrwać się z jego dłoni. Spojrzałam mu w oczy.
- Myślałaś, że się nie spotkamy? Mówiłem : ja zawsze cię znajdę kochanie.
   Obejrzałam się na około szukając jakiejkolwiek pomocy. Na swojej drodze napotkałam karmelowe tęczówki Justina. Wpatrywał się w nas z niepewnością. Pomóż mi...proszę...

__________________________________________________

Kolejny taki krótki :/ Przepraszam :c Postaram się to poprawić, niestety nie miałam teraz za wiele czasu. Następny rozdział przewiduję dopiero po świętach ;)
Mam nadzieję, że wytrzymacie ;d Życzę wam Wesołych Świąt i bogatego Mikołaja :)
Trochę się narobiło co? xd

>>Kto uratował Alice przed pędzącym tramwajem?<<
>>Dlaczego nasza bohaterka, tak bardzo się go boi?<<
>>Czy Justin pomoże Alice uwolnić się z uścisku nieznajomego?<<

5 KOM = NN


piątek, 19 grudnia 2014

{1} Bad boy?

   To już dzisiaj. Idę do nowej szkoły. Nie wyobrażacie sobie mojego stresu. To straszne, w mojej głowie krąży tyle sprzecznych myśli i pytań. Nie chcę aby to wszystko się powtórzyło. Dalej nie mogę się z tego wszystkiego pozbierać. Od kilku dni zadawałam sobie pytania. Czy ktoś mnie tam polubi? A jak nie? Jacy będą nauczyciele? Jak będę sobie radzić?
   Odtrącając wszystkie przykre scenariusze wstałam z łóżka i udałam się na dół, do kuchni. Zchodząc ze schodów zauwazyłam gotującego tatę i mamę siedzącą na stołku barowym palącą cygaro. Może wydaje się to dziwne, że to tata gotuje, a moja mama się...no, obija, ale u mnie w domu to już rutyna. Moja rodzicielka ma głęboką depresję od dwóch lat. Nikt tak właściwie nie wie dlaczego. Psycholog mówi, że przyczyna bierze się z głowy, lecz ja wiem, że musiało się coś stać. Zerknęłam chwilę na nią. Jej brązowe włosy opadały niedbale na zgarbione plecy. Miała na sobie niebieską, niedopiętą koszulę taty. Kiedyś miałam ją za wzór dobrej matki i żony, a teraz? Patrzę na wrak człowieka, na coś co nie jest już moją matką. Od tych wywodów, aż zachciało mi się płakać. Otarłam łzę rękawem bluzy i weszłam do pomieszczenia. Poczułam woń naleśników, mojego ulubionego dania i wciągnęłam ten przepiękny zapach nosem. Siadłam koło mamy, która spojrzała na mnie spod byka i powiedziała :
- Cześć.
- Cześc mamo jak się spało? - nie dostałam nawet odpowiedzi. Po chwili do rozmowy wtrącił się mój ojciec.
- Hej Al, zrobiłem dzisiaj naleśniki dla ciebie. Masz ochotę?
- Pewnie tato! - powiedziałam z entuzjazmem, choć "rozmowa" z mamą troszkę popsuła mi humor.
Pięknie dzis wyglądasz kochanie - to mówiąc przytulił mnie. - ile naleśników życzy sobie moja księżniczka?
- Dzisiaj pięć. - odparłam nadal się uśmiechając.
- Już się robi!
   Nie minęła chwila, a przede mną stał talerz z pięcioma naleśnikami polanymi syropem klonowym. Zjadłam je ze smakiem, zabrałam plecak leżący na stole i wyszłam z domu mówiąc coś w stylu "Pa tato, pa mamo!"
   Idąc ulicą cały czas miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje, lecz gdy się odwracałam nikogo tam nie było. Odrzuciłam wszystkie myśli o seryjnym mordercy, psychopacie czy gwałcicielu, które odrazu znalazły się w mojej głowie. Wsiadłam do miejskiego autobusy i złapałam się poręczy. Nagle ktoś złapał mnie w talii i obrócił w swoją stronę. Spojrzałam chłopakowi w oczy. Te znajome, karmelowe tęczówki...gdzieś je juz widziałam. Tak! To chłopak na którego wpadłam na ulicy. To prawdopodobnie on szedł za mną cały czas.
- Halo? Mowę ci odjęło? - z moich rozmyślań wyrwał mnie jego anielski głos. Zdecydowanie za dużo myślę.
- Nie, nie...to znaczy...umiem mówić...ugh...to znaczy...po prostu mnie zaskoczyłeś. - 2/10 Alice! Co to miało być?!
- Czyli mi się udało - uśmiechnął się odsłaniając szereg białych jak śnieg zębów - zobaczyłem cię na ulicy i zdecydowałem, że za tobą pójdę...wygląda na to, że chodzisz do tej samej szkoły co ja? West high? - pokiwałam głową - To świetnie, jestem Justin...a ty?
- A...Alice - odpowiedziałam.
  Nagle zauwazyłam, że nadal tkwimy w uścisku i momentalnie się odsunęłam. Chłopak zauważając, że czuję się niekomfortowo odsunął się lekko. Popatrzyłam mu w oczy, starałam się wyczytać co on o mnie myśli. Zresztą...to już dla mnie nie ważne. Nie mogę się do niego przyzwyczajać, to nie moja liga.
- O nasz przystanek - przerwał moje rozmyślania. Dotknął lekko mojej ręki, jakby pytając sie o zgodę na jej trzymnie. Nie opierałam się, szczerze mówiąc nawet mi się spodobał. Złapał mnie za dłoń, poczułam wtedy cos czego nigdy jeszcze nie zaznałam. Na skutek jego dotyku poczułam delikatne, lecz przyjemna mrowienie. Nie wiem jak to opisać, to było jakby cały swiat się zatrzymał. Tylko on i ja, trzymający się za dłonie. Mogłabym żyć tą chwilą każdego dnia i nocy.
   Obudził mnie jego głos mówiący:
- Alice? Halo, odleciałaś czy jak? - nie wiedziałam co na to odpowiedzieć, po prostu weszłam przez otwarte już drzwi do budynku. Zwykłe liceum, nic nie różniące się od mojej starej szkoły. Dopiero po chwili zauważyłam, że wzrok wszystkich zgromadzonych na głównym korytarzu jest zwrócona na mnie i na Justina. Szybko wyrwałam moją dłoń z jego i powiedziałam cicho, żebyśmy już z tąd wyszli. Blondyn zaprowadził mnie do gabinetu dyrektora, abym zgłosiła się jako nowy uczeń West High. Weszłam niepewnie do pomieszczenia. Było urządzone w ciemnych brązach, co nadawało mu uczucie ciepła. Na ścianach było pełno obrazów koni w galopie i kowboii. To pewnie wiążę się z hobby dyrektora. Szczerze, nie lubię takich klimatów. Odkąd skończyłam 17 lat jestem do tych zwierząt agresywnie nastawiona. Moja  mama je uwielbiała, miała nawet swojego konia o imieniu Shinie. Uwielbiałam się z nią bawić kiedy byłam mała. Lecz kiedy mama zachorowała, musieliśmy ją sprzedać, nie mieliśmy czasu się nią zajmować. Patrząc na te obrazy czuję odrazę, tak bardzo kojarzą mi się z moją rodzicielką. Spojrzałam na dyrektora siedzącego za dębowym biurkiem. Wyglądał na mężczyznę około 50-tki. Ciemne, rzadkie włosy, okrągłe rysy twarzy i grube okulary na nosie.
   Spoglądał na mnie przez chwilę, lustrując mnie wzrokiem. Po krótkiej chwili odezwał się ochrypłym głosem :
-  Ty jesteś nową uczennicą? - kiwnęłam głową - Alice Wellington?...dobrze, usiądź sobie - mówiąc t wskazał dłonią na zielone krzesło. Czym prędzej na nie usiadłam i zaczęłam rozmowę.
- Czy...czy moje papieru są...uzupełnione...proszę pana? - zestresowałam się zwykłą rozmową z dyrektorem, czuję jakbym coś zrobiła. Alice uspokój się! - pomyślałam.
- Tak, tak nie denerwuj się...musisz tylko podpisać się tu - podał mi długopis, a ja drżącą ręką podpisałam się w odpowiedniej rubryce.
- Czy mogę już iść...yy...kolega na mnie czeka.
- Oczywiście dziecko, cieszę się, że kogoś tutaj poznałaś, możesz mi zdradzić kto to? - spojrzał na mnie pobłażliwym wzrokiem.
- Justin...nie wiem jeszcze jak ma na nazwisko ale...
- Bieber - urwał - nie chcę nic sugerować, lecz trzymaj się od niego z daleka co? Nie chcę, aby obniżył twoje oceny...po prostu uważaj.
   Zmarszczyłam brwi. Justin przecież wydawał się taki...grzeczny. Był miły i uczynny, starał się zrobić mi przyjemność. A może tylko ja mam takie wrażenie?  Ruszyłam do drzwi, lecz gdy złapałam za klamkę przystanęłam. Zerknęłam w oczy nauczyciela, żeby wyszukać jakiegokolwiek fałszu w jego oczach, lecz nic nie znalazłam. Albo ten człowiek tak dobrze ukrywał kłamstwo, albo to co mówił o chłopaku było prawdą. Jedno z dwóch.
- Dowidzenia - powiedziałam po czym wyszłam z gabinetu. Zobaczyłam siedzącego na krześle Justina. Spojrzałam na niego niepewnie. Odwrócił się w moją stronę, czym prędzej wstał i podszedł do mnie. Zauważając moją minę odrzekł :
- Coś się stało?
- Justin? Opowiesz mi coś o... o sobie?

______________________________________________________
Dam! Dam! Dam! Nowy rozdział! Nie wyszedł zbyt długi, ale mam nadzieję, że może być :)
Macie jakieś pytania? Śmiało, nie gryzę! Nowy rozdział sobota-niedziela.

CZYTASZ=KOMENTUJESZ


sobota, 13 grudnia 2014

Prologue

   Szłam właśnie powolnym krokiem ulicami Manhattanu, gdy zza rogu niespodziewanie wyszedł on. Wpadłam na niego o mało się nie przewracając. Nie widziałam jego twarzy, ponieważ miałam opuszczoną głowę, zdając sobie sprawę że na moją twarz wstąpiły lekkie rumieńce. To stało się tylko przez moją nieuwagę. Jak zawsze. Dopiero przeprowadziliśmy się z rodzicami w to piękne miejsce, a ja już zaliczyłam wtopę. Tylko ja jestem do tego zdolna. Przecież nie mogłam jak każdy wędrować spokojnie ulicą, musiałam bujać w obłokach. Z moich rozmyslań wyrwał mnie jego piękny głos :
- Przepraszam - powiedział dotykając lekko mojego ramienia. Po jego głosie mogłam spostrzec, że był mniej więcej w moim wieku.
-Nie szkodzi, to moja wina...to ja powinnam... - zaczęłam się jąkać.
-Powiedziałem, że nic się nie stało - po tych słowach złapał mnie za brodę i podniósł moją głowę ku górze. Spojrzałam na twarz chłopaka. Jego karmelowe tęczówki ciągle wpatrywały się w moje zielone, dla mnie zawsze bez wyrazu, oczy. Miał jasne, blond włosy w nieładzie. Gdy patrzyłam na jego twarz, tylko jedna myśl cały czas tkwiła w moim umyśle. Ideał, tak to było to. Nie mam pojęcia ile tak staliśmy, ale to on zrobił pierwszy krok i puścił moją brodę. Uśmiechnął się i minął mnie lekko dotykając mojej dłoni. Patrzyłam tylko jak znika za rogiem jakiegoś budynku mieszkalnego. Dopiero po chwili spostrzegłam, że w dłoni trzymam coś na podobie kartki papieru. Podniosłam przedmiot i spojrzałam na 9 cyfr wypisanych niestarannym pismem. Czy ja śnię? Może weźmiecie mnie za wariatkę, że mając 19 lat dziwię się, że chłopak dał mi swój numer, ale nigdy...naprawdę żaden osobnik płci przeciwnej nigdy się mną nie interesował. Może w tym niesamowitym miejscu wszystko się zmieni? Może moje życie wkroczy na inną ścieżkę?
*** 
   Wróciłam do domu lekko zmęczona po kilku godzinnym zwiedzaniu miasta. Przez cały czas myślałam o karteczce w mojej kieszeni przez co, znowu...niestety, wpadłam na kogoś. Nie był to chłopak moich marzeń, ale za to bardzo sympatyczna dziewczyna z którą później wybrałyśmy się na lody. Z jej opowiadań wywnioskowałam, że będziemy chodzić do tej samej szkoły. Ona także mieszka na Manhattanie i nawet podała mi swój adres. Siedząc teraz na moim miękkim łózku z kubkiem gorącej herbaty rozmyślałam nad dzisiejszym, nietypowym dniem. Miałam wielką nadzieję, że dzieje z mojej wcześniejszej szkoły pójdą w końcu w zapomnienie, a tutaj zacznę nowe, wspaniałe życie. Nagle dobiegł mnie głos mojej rodzicielki zza drzwi. 
-Alice! Zejdź na kolacje! 
-Dobrze mamo! - odkrzyknęłam. Odstawiłam herbatę na biurko i udałam się ociężale do kuchni.

_________________________________________________________________

Cześć! To mój pierwszy wpis na tym blogu i mam szczerą nadzieję, żekogoś moje wypociny zainteresują :) Jak myślicie jak potoczy się historia Alice i tajemniczego chłopaka? A koleżanka spotkana na ulicy? To wszytsko wyjaśni się w pierwszym rozdziale historii. Opisy bohaterów znajdziecie niedługo w osobnej zakładce Characters !



CZYTASZ = KOMENTUJESZ