sobota, 5 marca 2016

{8} Escape...

No ten... polecam i zapraszam. Rozpisywać się znów nie będę... Powiem tylę, że miałam dużo problemu z wybraniem piosenki dla tego rozdziału. W sumie, stanęło na czymś starym i oklepanym, ale mojej miłości do starych rzeczy niestety nic nie przezwycięży :) A więc: KLIK KLIK

~Alice~

She was more like beauty queen from a movie scene. I said don't mind but what do you mean I am the one who will dance on the floor in the round? She said I am the one who will dance on the floor in  the round.

   Siedziałam właśnie na stołku barowym gdy drzwi wejściowe zamknęły się z hukiem. Nawet nie drgnęłam, choć woda w szklance którą trzymałam lekko zachlupotała. Szczęknięcie zamka, pociągnięcie klamki. Przyzwyczaiłam się już do tej rutyny dnia. Mam szczęście, że dzisiaj nie przychodzi Miley. Maltretowanie przez nią zdecydowanie nie należy do najprzyjemniejszych zajęć w tym domu. Nie da się przed nią uciec, zna każdy zakątek tego domu.
   Od tygodni nie wyszłam z domu. Męczę się jak sokół w małej klatce. Pragnę tylko wylecieć, na skrzydłach śmierci, na zawsze. Lecz zabić się wcale nie jest tak łatwo. Niby proste, podciąć sobie żyły, powiesić się na starym sznurze. Ale gdy coś trzyma cię jeszcze przy życiu, pewna cząstka ciebie ci na to nie pozwala. I to jest najgorsze w moim cierpieniu.
   Czułam, że George szybko nie wróci, więc miałam dużo czasu dla siebie. Włożyłam szklankę do zlewu i udałam się na górę. Schody lekko skrzypiały, przypominały mój umysł, który krzyczał zasklepiając coraz to nowe rany. To wszystko przypominało wędrówkę przez pustynię, która nie ma końca. Śmierć nie chce nadejść, lubi patrzeć na cierpienie i ból, a zwłaszcza nie swój.
   Łazienka na piętrze, zawsze dla mnie otwarta stała się moim domem. Tu spędzałam najwięcej czasu, który należał do mnie. Tu czułam się bezpieczna. Dywaniki i mydełka mnie kochały, a ręczniczki przytulały na dobranoc. Woda czasem nie chciała współpracować, ale dało się ją udobruchać, tak jak dziś. 10 minut zajęło mi ustalanie temperatury wody, zanim weszłam pod prysznic. Spojrzałam na swoje posiniaczone, wychudzone ciało. Fioletowe plamy na kolanach od klęczenia na drewnianej podłodze w sypialni. Czerwone ślady na plecach i brzuchu, Miley chciała, żebym zapamiętała tą karę. Brązowe pręgi na plecach, od ramy łóżka lub paska... już nie pamiętam.
   Zamknęłam oczy i zaczęłam mydlić swoje ciało. Każda rana bolała, coraz nowsza, coraz większy ból. Wytrzymywałam to z zaciśniętymi zębami, przygryzając wargę, z której powoli małymi kroplami skapywała krew.

   W moim królestwie nikt i nic nie mogło przerwać mojego spokoju. Siedziałam cichutko pod kołdrą, skulona w kłębek jak chomik, który czeka na swój koniec. Lecz on jakoś nie nadchodził.
   Miałam kiedyś gryzonia. Pierwszego dnia, zauważyłam że leży w trocinach nie ruszając się. Nie chciałam wierzyć, że to koniec jego żywota, przecież dopiero go dostałam. Jak to możliwe?! Obserwowałam go cały boży dzień. Gdy przybiegłam z płaczem do mamy, że chomik nie żyje, tata śmiał się ze mnie. Do końca życia będzie mi wspominał jak to chciałam pochować żywego, zdrowego chomika. Albo wspominał do końca życia.
   W pewnym momencie naszła mnie myśl. Myśl, która powinna mi się nasunąć już dawno temu. Mianowicie, zajrzeć do tajemniczego pokoju z czerwonym światłem. Dzisiaj miałam szansę. Jestem sama na długo, jeśli nie zamknął drzwi na klucz, droga wolna. W samej koszulce zeszłam na dół, na palcach, Nie mam pojęcia po co zachowywałam ostrożność, jeśli nikogo nie było w domu. Podeszłam do drzwi wstrzymując oddech. Złapałam za klamkę i stwierdziłam, że chyba szczęście dzisiaj mi dopisuje. Popchnęłam mocniej drzwi. Znowu to czerwone światło. Gdy moje oczy przyzwyczaiły się, ujrzałam domową pracownię fotograficzną.
   Wszędzie moja twarz. Moje oczy patrzyły na mnie z każdego zdjęcia w tym pomieszczeniu. Cały czas obserwowana. Cały czas w niebezpieczeństwie. Cholera. Czy życie nie mogło być dla mnie łaskawsze? Ze łzami w oczach oglądałam fotografie. Ja w szkole. Ja w domu. Ja na ulicy. Ja z tatą. Ja z... Justinem. Momentalnie wyszłam z pokoju i zamknęłam drzwi. Oparłam się o nie i powoli osunęłam na podłogę. "Jebać to" pomyślałam. Moje życie od początku było skazane na klęskę. To tyle. Teraz czas wszystko zacząć od nowa.
   Miałam szczerze dość tego, że każdy pomiata mną jak chce. Czując nową siłę w moich żyłach złapałam za krzesło i rzuciłam prosto w okno w kuchni. Szkło roztrzaskało się na tysiące kawałków, a przede mną nagle pojawiła się jedyna droga ucieczki. Zdejmując bluzę położyłam ją na ramie okna, by szkło mnie nie zraniło. Uważnie wyszłam z domu i odetchnęłam świeżym powietrzem, od bardzo dawna pragnęłam to poczuć.
   Zacznijmy od tego że kompletnie nie wiedziałam gdzie jestem. Jako nowa ja, kompletnie się tym nie przejmując udając się w stronę najbliższej drogi, poszłam na północ z zamiarem znalezienia czegoś co będzie trzymało mnie przy życiu.

~Justin~

   Nie ma jej od tygodnia, a mojemu kumplowi nie śpieszy się znalezienie jej. Może to i lepiej? Bo w sumie po co mi ona? Nawet nie byliśmy razem. Flirtowałem już tak z wieloma dziewczynami, ale każdą miałem zamiar kiedyś w końcu zostawić. Miley wszystko spieprzyła tymi swoimi odwiedzinami. Myślałem, że Al jest dla mnie całym światem. Zależało mi nie ukrywam... 
Z rozmyślań wyciągnął mnie dzwonek telefonu.
- Halo?
- Jeśli jesteś jeszcze napalony na tę laskę, którą kazałeś mi znaleźć to mam adres. Powęszyłem tu i tam i to jest dość ciężka sprawa, więc radzę ci...
- Nie pierdol stary tylko wysyłaj mi adres sms'em. - po tych słowach rozłączyłem się. 
   
***

   Jechałem właśnie w kierunku domku o którym wspomniał mi Chris. Z tego co się dowiedziałem, należy on do szemranego gościa. Mój kumpel radził mi, żeby się w tę sprawę nie mieszać, ale co ja na to poradzę, że nie umiem nie wpakowywać się w kłopoty? 
   Ujrzałem w końcu jakiś budynek. Pierwsze co wpadło mi w oczy było wybite frontowe okno. Co się tam do kurwy stało? Zaparkowałem wóz i wysiadłem z niego. Drzwi były zamknięte, ale udało mi się dostać do środka przez okno. Nikogo nie było w środku. Sypialnia na górze była wypełniona jej zapachem. Dosłownie. Czułem, że przebywała tutaj. Leżąca na komodzie bransoletka, upewniła mnie w tym przekonaniu. Spojrzałem na literki ALICE wygrawerowane w drewnianych koralikach, tęsknię za tą kulką szczęścia. 
   Wróciłem do samochodu z bransoletką w kieszeni. Nie było sensu wracać do domu. Postanowiłem jechać na północ, wzdłuż drogi. Nagle zauważyłem dobrze znaną mi sylwetkę, z wyciągniętą ręką w stronę jezdni. Niemożliwe. Na pewno mam zwidy. Zatrzymałem się przy dziewczynie, pełny szczęścia.

***
~Alice~

    Szłam poboczem jezdni, cały czas z wyciągniętą ręką. Żaden samochód nie chciał jednak mnie podwieźć. Nagle przy moim boku zatrzymało się czarne audi. Czekając na coś w stylu "Dokąd jedziesz mała?" przez szybę, nie wyobrażacie sobie mojego zdumienia, gdy drzwi powoli się otworzyły.
   On był najmniej niespodziewaną rzeczą na mojej drodze. Niemożliwe. Przecież...
Nie myślałam długo wtulając się w jego ciało. Owszem serce nadal mnie bolało, lecz to było tylko przedstawienie, prawda. Co z tego, że mnie zranił, teraz jest ze mną. Jako jedyny jest. Po prostu.
Zaczęłam płakać, przytulając go. Justin delikatnie gładził moje plecy.
- Chodź do samochodu Al, jest zimno.
- Justin... musisz mi coś wytłumaczyć, bardzo dużo jest tych cosi.
- Wytłumaczę Słońce, ale teraz ważne, że jesteś, żyjesz i nic ci nie jest. Nikt cie już nie skrzywdzi, a na pewno nie ja. Nie płacz proszę.
   Nie wiem ile tak staliśmy na jezdni, pamiętam tylko tyle, że dotarliśmy w końcu do domu. Teraz leżę w jego ramionach, po długiej rozmowie z tatą, płaczu i nawet konwersacji z mamą, chodź krótkiej. Jest dużo rzeczy do tłumaczenia, ale nie teraz. Kiedyś znajdziemy na to czas.
   Teraz muszę się zastanowić przede wszystkim jak uciec w końcu od mojego oprawcy. Nie chcę się przeprowadzać, nie teraz.

~George~

   Po długim dniu mam ochotę tylko wtulić się w ramiona tej dziewczyny. Wszystko się popieprzyło. Nie wiem jak to się mogło stać, ale w jakimś sensie jestem do niej przywiązany. W innym przypadku już dawno nie było by jej na tym świecie. Czasem tak mnie wkurwia ten jej wścibski nos, ale znoszę to. Owszem znoszę to stając się dla niej zimnym chujem, każąc ją i więżąc w moim domu, ale znoszę. Tyle mogę powiedzieć, jeśli chodzi o wyrażanie moich uczuć. Owszem moja siostra nieźle ją zmaltretowała za miłość do tego dupka, Justina, ale chyba jej się zasłużyło. Przynajmniej tak mi się wydaje. Nie umiem się co do tego określić. Boli mnie to, że jej ciało pokrywa teraz pełno siniaków, że ona nie zwraca na mnie uwagi, że woli tego chuja ode mnie. "Ale przecież to twoja wina głąbie!" - odzywa się moja podświadomość, lecz zgrabnie ją ignoruję. Co do uczuć do Alice, to nadal nie jestem pewien. Nigdy nie reagowałem na żadną dziewczynę w ten sposób. Uwielbiam jak się uśmiecha, tańczy, patrzy na mnie, czy gotuje. Nie wiem co ją natchnęło wtedy przed szkołą, że mnie pocałowała, ale to była najlepsza chwila w moim życiu. Chyba pierwszy raz zrobiła to sama. Do niczego jej nie namawiałem czy zmuszałem. Chciałbym, żeby zawsze tak było. Żeby całowała mnie namiętnie, chodziła ze mną na spacery. Żeby zasypiała wtulona we mnie. Ta, mogłem sobie pomarzyć. Jak zwykle spieprzam wszystko swoim chamskim zachowaniem. Pomimo tego, że ją krzywdzę, wyzywam, a czasami nawet poniżam, chcę być z nią do końca. Mieć z nią nawet dzieci, jeśli zechciałaby. Właśnie jeśliby zechciała. Kurwa, czy to wszystko musi być takie pojebane?!
   Zaparkowałem swój samochód przed domem. Jedyne co teraz chcę, to miłość od tej dziewczyny. Chciałby żeby mnie przytuliła i powiedziała, że mnie w jakimś sensie kocha. Ale nie, ja spieprzyłem tę sprawę już wtedy, gdy chciałem się z nią przespać w tym hotelu. Już dawno to wszystko zjebałem. Jedno postanowione, moja siostra więcej tu nie przyłazi, a ja jestem trochę milszy. A, no i w sumie muszę zaplanować nasz pierwszy raz. Już długo jestem bez dziewczyny, jeśli się nie zgodzi znajdę inną. Ale w tym problem, że nie chcę innej.
   Moje pierwsze słowa które wypowiedziałem, gdy ujrzałem to co się stało brzmiały:
- Co do kurwy?

_________________________________________________________

No to tyle, z moim dotrzymywaniem terminów.
Rok przerwy, aż nie wierzę.
No, ale jakoś zachciało mi się tu wrócić, tak po prostu.
Zdaję sobie sprawę, że nikogo tu nie ma, ale piszę w sumie już to wszystko tylko dla siebie.
Z rozdziału możecie wyczytać dość dużo, ale chyba najciekawsze są uczucia Georga, a przynajmniej mam takie wrażenie.
Do następnego! Jeśli mi się zachce.
No pa.