Odtrącając wszystkie przykre scenariusze wstałam z łóżka i udałam się na dół, do kuchni. Zchodząc ze schodów zauwazyłam gotującego tatę i mamę siedzącą na stołku barowym palącą cygaro. Może wydaje się to dziwne, że to tata gotuje, a moja mama się...no, obija, ale u mnie w domu to już rutyna. Moja rodzicielka ma głęboką depresję od dwóch lat. Nikt tak właściwie nie wie dlaczego. Psycholog mówi, że przyczyna bierze się z głowy, lecz ja wiem, że musiało się coś stać. Zerknęłam chwilę na nią. Jej brązowe włosy opadały niedbale na zgarbione plecy. Miała na sobie niebieską, niedopiętą koszulę taty. Kiedyś miałam ją za wzór dobrej matki i żony, a teraz? Patrzę na wrak człowieka, na coś co nie jest już moją matką. Od tych wywodów, aż zachciało mi się płakać. Otarłam łzę rękawem bluzy i weszłam do pomieszczenia. Poczułam woń naleśników, mojego ulubionego dania i wciągnęłam ten przepiękny zapach nosem. Siadłam koło mamy, która spojrzała na mnie spod byka i powiedziała :
- Cześć.
- Cześc mamo jak się spało? - nie dostałam nawet odpowiedzi. Po chwili do rozmowy wtrącił się mój ojciec.
- Hej Al, zrobiłem dzisiaj naleśniki dla ciebie. Masz ochotę?
- Pewnie tato! - powiedziałam z entuzjazmem, choć "rozmowa" z mamą troszkę popsuła mi humor.
- Pięknie dzis wyglądasz kochanie - to mówiąc przytulił mnie. - ile naleśników życzy sobie moja księżniczka?
- Dzisiaj pięć. - odparłam nadal się uśmiechając.
- Już się robi!
Nie minęła chwila, a przede mną stał talerz z pięcioma naleśnikami polanymi syropem klonowym. Zjadłam je ze smakiem, zabrałam plecak leżący na stole i wyszłam z domu mówiąc coś w stylu "Pa tato, pa mamo!"
Idąc ulicą cały czas miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje, lecz gdy się odwracałam nikogo tam nie było. Odrzuciłam wszystkie myśli o seryjnym mordercy, psychopacie czy gwałcicielu, które odrazu znalazły się w mojej głowie. Wsiadłam do miejskiego autobusy i złapałam się poręczy. Nagle ktoś złapał mnie w talii i obrócił w swoją stronę. Spojrzałam chłopakowi w oczy. Te znajome, karmelowe tęczówki...gdzieś je juz widziałam. Tak! To chłopak na którego wpadłam na ulicy. To prawdopodobnie on szedł za mną cały czas.
- Halo? Mowę ci odjęło? - z moich rozmyślań wyrwał mnie jego anielski głos. Zdecydowanie za dużo myślę.
- Nie, nie...to znaczy...umiem mówić...ugh...to znaczy...po prostu mnie zaskoczyłeś. - 2/10 Alice! Co to miało być?!
- Czyli mi się udało - uśmiechnął się odsłaniając szereg białych jak śnieg zębów - zobaczyłem cię na ulicy i zdecydowałem, że za tobą pójdę...wygląda na to, że chodzisz do tej samej szkoły co ja? West high? - pokiwałam głową - To świetnie, jestem Justin...a ty?
- A...Alice - odpowiedziałam.
Nagle zauwazyłam, że nadal tkwimy w uścisku i momentalnie się odsunęłam. Chłopak zauważając, że czuję się niekomfortowo odsunął się lekko. Popatrzyłam mu w oczy, starałam się wyczytać co on o mnie myśli. Zresztą...to już dla mnie nie ważne. Nie mogę się do niego przyzwyczajać, to nie moja liga.
- O nasz przystanek - przerwał moje rozmyślania. Dotknął lekko mojej ręki, jakby pytając sie o zgodę na jej trzymnie. Nie opierałam się, szczerze mówiąc nawet mi się spodobał. Złapał mnie za dłoń, poczułam wtedy cos czego nigdy jeszcze nie zaznałam. Na skutek jego dotyku poczułam delikatne, lecz przyjemna mrowienie. Nie wiem jak to opisać, to było jakby cały swiat się zatrzymał. Tylko on i ja, trzymający się za dłonie. Mogłabym żyć tą chwilą każdego dnia i nocy.
Obudził mnie jego głos mówiący:
- Alice? Halo, odleciałaś czy jak? - nie wiedziałam co na to odpowiedzieć, po prostu weszłam przez otwarte już drzwi do budynku. Zwykłe liceum, nic nie różniące się od mojej starej szkoły. Dopiero po chwili zauważyłam, że wzrok wszystkich zgromadzonych na głównym korytarzu jest zwrócona na mnie i na Justina. Szybko wyrwałam moją dłoń z jego i powiedziałam cicho, żebyśmy już z tąd wyszli. Blondyn zaprowadził mnie do gabinetu dyrektora, abym zgłosiła się jako nowy uczeń West High. Weszłam niepewnie do pomieszczenia. Było urządzone w ciemnych brązach, co nadawało mu uczucie ciepła. Na ścianach było pełno obrazów koni w galopie i kowboii. To pewnie wiążę się z hobby dyrektora. Szczerze, nie lubię takich klimatów. Odkąd skończyłam 17 lat jestem do tych zwierząt agresywnie nastawiona. Moja mama je uwielbiała, miała nawet swojego konia o imieniu Shinie. Uwielbiałam się z nią bawić kiedy byłam mała. Lecz kiedy mama zachorowała, musieliśmy ją sprzedać, nie mieliśmy czasu się nią zajmować. Patrząc na te obrazy czuję odrazę, tak bardzo kojarzą mi się z moją rodzicielką. Spojrzałam na dyrektora siedzącego za dębowym biurkiem. Wyglądał na mężczyznę około 50-tki. Ciemne, rzadkie włosy, okrągłe rysy twarzy i grube okulary na nosie.
Spoglądał na mnie przez chwilę, lustrując mnie wzrokiem. Po krótkiej chwili odezwał się ochrypłym głosem :
- Ty jesteś nową uczennicą? - kiwnęłam głową - Alice Wellington?...dobrze, usiądź sobie - mówiąc t wskazał dłonią na zielone krzesło. Czym prędzej na nie usiadłam i zaczęłam rozmowę.
- Czy...czy moje papieru są...uzupełnione...proszę pana? - zestresowałam się zwykłą rozmową z dyrektorem, czuję jakbym coś zrobiła. Alice uspokój się! - pomyślałam.
- Tak, tak nie denerwuj się...musisz tylko podpisać się tu - podał mi długopis, a ja drżącą ręką podpisałam się w odpowiedniej rubryce.
- Czy mogę już iść...yy...kolega na mnie czeka.
- Oczywiście dziecko, cieszę się, że kogoś tutaj poznałaś, możesz mi zdradzić kto to? - spojrzał na mnie pobłażliwym wzrokiem.
- Justin...nie wiem jeszcze jak ma na nazwisko ale...
- Bieber - urwał - nie chcę nic sugerować, lecz trzymaj się od niego z daleka co? Nie chcę, aby obniżył twoje oceny...po prostu uważaj.
Zmarszczyłam brwi. Justin przecież wydawał się taki...grzeczny. Był miły i uczynny, starał się zrobić mi przyjemność. A może tylko ja mam takie wrażenie? Ruszyłam do drzwi, lecz gdy złapałam za klamkę przystanęłam. Zerknęłam w oczy nauczyciela, żeby wyszukać jakiegokolwiek fałszu w jego oczach, lecz nic nie znalazłam. Albo ten człowiek tak dobrze ukrywał kłamstwo, albo to co mówił o chłopaku było prawdą. Jedno z dwóch.
- Dowidzenia - powiedziałam po czym wyszłam z gabinetu. Zobaczyłam siedzącego na krześle Justina. Spojrzałam na niego niepewnie. Odwrócił się w moją stronę, czym prędzej wstał i podszedł do mnie. Zauważając moją minę odrzekł :
- Coś się stało?
- Justin? Opowiesz mi coś o... o sobie?
______________________________________________________
Dam! Dam! Dam! Nowy rozdział! Nie wyszedł zbyt długi, ale mam nadzieję, że może być :)
Macie jakieś pytania? Śmiało, nie gryzę! Nowy rozdział sobota-niedziela.
Świetnie. Dużo dialogów, czyli dynamicznie. :) Czekam na kolejny rozdział, mam nadzieję, że będzie trochę dłuższy. :)
OdpowiedzUsuńhttp://heart-of-darkness-francine.blogspot.com/
Next ❤
OdpowiedzUsuńcudowny czekam na nastepny! PS wiem ze nie wypada, ale dopiero co zaczelam prowdzic bloga. Jakbys mogla, to zobacz fabule;) jesli cie zainsteresuje to wpadaj, bo jutro ukaze sie pierwszy rozdzial:* sometimesitshard2facereality.blogspot.com
OdpowiedzUsuńJezusie, to jest genialne! Cudownie się zaczyna. Justin badboy >>>>
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny:*
Cudowny! *ͺ* czekam na następny :) xx
OdpowiedzUsuń